Wszystko, co wiem o podróżowaniu (cz. 2)

    Dziś kolejna część (pierwsza tutaj!) wskazówek, które pomogą Wam zaplanować i ciekawie przeżyć podróż. Zapraszam!


    Jedz często. Naprawdę! Najlepiej poznać kraj od kuchni. Szczególnie jeśli jest nią kuchnia włoska, która jest najsmaczniejsza na świecie. Zamiast obżerać się wielkim obiadem w restauracji pod turystów (poznasz je po bliskości do jakiegokolwiek "must-see" i anglojęzycznym menu), zjedz kilka przystawek w małych klimatycznych knajpkach. Dobre miejsce poznasz po krótkim, ale konkretnym menu i obecności mieszkańców odwiedzanego miasta (jak zobaczysz Chińczyka z aparatem albo typowego amerykańca - uciekaj!). Proponuję też przed wyjazdem poszukać jakiegoś baru niedaleko hotelu - po niskokosztowej (aka długiej) podróży będziesz zmęczeni i głodny, a jedyne na co będziesz miał ochotę to coś zjeść, właściwie byle gdzie. Błąd! W ten sposób wpakowałam się w najdroższą (a wcale nie najlepszą) pizzę i wielki kieliszek niedobrego wina (którego oczywiście nie dopiłam). Nauczona doświadczeniem, przed wylotem szukam czegoś ciekawego w pobliżu, żeby od razu po przyjeździe mieć co (taniego i smacznego) zjeść. 

     Wyrzuć przewodnik. Serio, jeśli już popełniłeś ogromny błąd jakim było kupienie go (te kilkadziesiąt złotych można było wydać na jedzenie!) to znajdź najbliższy śmietnik i tam go wpakuj. Miejsc, które są warte odwiedzenia szukaj w internecie - na blogach, forach, pintereście czy tumblrze. Wiadomo, że będąc w Paryżu wejdziesz na wieżę Eiffel, przejdziesz się po Polach Elizejskich i przebiegniesz Luwr, a w Londynie obowiązkowo wsiądziesz do London Eye i zrobisz sobie zdjęcie w czerwonej budce. Ale znajdź też inne opcje - poszukaj polecanych kawiarni, znajdź ukryty gdzieś kościół, może zwróć uwagę na konkretną dzielnicę? Nie twierdzę, że powinniśmy olać wszystkie "must-see", ale to nie jest "to coś" tego miasta. "To" kryje się w wąskich uliczkach, kawiarniach pełnych lokalsów i dobrej restauracji gdzieś poza centrum. "To" jest esencją tego miasta.

      Nie bój się. Może wsiądziesz do złego pociągu, bo nieznający angielskiego Włoch czy Francuz (ci to są naprawdę zakochani w swoim języku) źle Ci wytłumaczyli. Może zgubisz się i nie dotrzesz dokładnie tam, gdzie chciałeś. I co z tego? Jesteś w podróży. A to nie oznacza jedynie dotarcia od jednego widoku jak z pocztówki do drugiego. To oznacza bycie w drodze i wszystko, co ze sobą ta droga niesie - trudności z porozumieniem, odkrycie nowego miejsca, o które z chęcią uzupełniłbyś przewodnik, zjedzenie pysznego obiadu tanio i zjedzenie ohydnej kolacji drogo. Nie unikniesz wpadek. Pamiętam, że będąc w Londynie, który był pierwszym miejscem odwiedzonym przeze mnie na własną rękę, kompletnie nie ogarnęłam metra. Była sobota czy niedziela, może jakieś wydarzenie i zmienił się rozkład jazdy - wylądowałyśmy nie wiadomo gdzie, daleko od Tower Bridge, do którego chciałyśmy dotrzeć. Wtedy się strasznie zestresowałam, a Mama powiedziała mi kluczowe zdanie do każdej z naszych kolejnych wycieczek: "nie wprowadzaj nerwowej atmosfery". Jesteś na wakacjach - mimo wszystko wypad ma być wypoczynkiem, a nie stresem. Masz się cieszyć widokiem pięknej architektury, wypiciem dobrej kawy, a nie martwić, że spóźniłeś się do Big Bena, bo jesteś piętnaście minut później, niż planowałeś. Stoi tam już trochę czasu, więc naprawdę nie ma pośpiechu.


     Pamiętaj, że podróżujesz dla siebie. W odwiedzaniu kolejnych miejsc nie chodzi, a przynajmniej nie powinno chodzić, o to, żeby się później pochwalić na fejsie czy pomachać kuzynce przed twarzą serią zdjęć "ja z Koloseum", "ja w Luwrze", "ja moim hotelu w Turcji". Naprawdę. Róbcie to dla siebie. Przede wszystkim Wy powinniście korzystać na tym, że podróżujecie - zdobywać doświadczenie, szlifować język (albo dopiero się go nauczyć) i pokonać swoją nieśmiałość. Więc ciesz się tym, że podróżujesz, że odkrywasz nowe miejsca i nie miej potrzeby, by tym wszystkim się dzielić. To Ty masz na tym korzystać, a nie dwustu znajomych na fejsie. Wyciągnij z tych kilku dni najwięcej jak się da. Bo na następną podróż będzie trzeba znów czekać, jedynie wspominając poprzednią.



Sprawdź także:

5 komentarzy :

  1. Mega motywujący wpis, a co najlepsze - zgadzam się z Tobą w 100%. Byłam niedawno w Pradze i pojechałam tam z przewodnikiem, ale nie użyłam go ani razu. Wstałam rano, wyszłam na miasto i nawet nie wiem kiedy zleciał mi cały dzień. Raz się zgubiłam i stwierdziłam 'o nie, tak być nie może!'. Od razu obadałam teren, zobaczyłam miejsce, w którym byłam i wiedziałam, że tam bez problemu się odnajdę i bum, 15 minut spaceru i się odnalazłam, a po drodze trafiłam na super fontannę zegarową także całe zamieszanie wyszło mi jeszcze na plus :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że wycieczka się udała i że odkryłaś coś nowego :)

      Usuń
  2. Doskonałe rady, ale naprawdę, naprawdę? Wyrzucić przewodnik?
    A co, gdy się jest na innej półkuli gdzie internet jest, ale częściej go nie ma, gdy nie można się dogadać z miejscowymi, a turyści każą Ci kupić sobie Lonely Plante bo Twoje pytania wydają im się nieco z kosmosu (podstawy wiedzy o miejscu w którym się jest to po prostu część kultury backpakerskiej)?
    Nie bez powodu 90% podróżników, którzy mają ograniczony czas w dany miejscu i ograniczony budżet nie rusza się bez przewodnika nigdzie. Bez przewodników jeżdżą Ci których podróż trwa lata, którzy pomieszkuję to tu to tam i nie mają konkretnych planów podróżniczych albo Ci którzy nie czują podróżowania, wybierają wygodne hotele i płacą miejscowym agencjom za prowadzenie za rączkę.

    Nie cały świat jest bezpieczną i hiper zurbanizowaną, w większości anglojęzyczną i bliską kulturowo Europą, po której podróżować można bez żadnego przygotowania (choć i tu podróżowanie bez przewodnika grozi zwykłym przeoczeniem fajnych i ciekawych miejsc, z czego oczywiście nie zdajemy sobie sprawy bo czego oczy nie widzą, nieprawdaż).
    Chodzi o niebudowanie, może nie złych - bo każdy sposób podróżowania jest dobry ;) - ale wątpliwie efektywnych nawyków podróżniczych.

    Spędziłam łącznie rok w Kanadzie. Przewodnik ukradłam koledze z półki trzy tygodnie przed wylotem do domu i były to trzy tygodnie w których na nowo odkryłam miejsce w którym mieszkałam miesiące całe, od tej naprawdę fascynującej i nietypowej strony. Polecam rozwadze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację! Moje zdanie wynika z tego, że ja osobiście niczego nie potrzebowałam z przewodnika (bo wszystko szukałam przed wyjazdem i zawsze tak robię, bo uwielbiam planować :D).
      Ale mówisz też o "podstawach wiedzy" i "przygotowaniu" - no to właśnie możemy znaleźć w Internecie, przed wyjazdem - mi taka opcja bardziej pasuje, bo o wolę przeglądać blogi i znaleźć coś bardziej hm.. "osobistego" niż "suchy" przewodnik. Być może nie trafiłam jeszcze na ciekawy przewodnik, do którego bym się przekonała :)

      Usuń
  3. Te wskazówki są świetne, szczególnie dla osób, które jak ja - nie umieją podróżować (smutne, ale prawdziwe) :D Ja zawsze muszę mieć dokładny plan co do godziny, gdzie, kiedy, którędy dojadę, pojadę, pójdę, a najlepiej, jakby wszędzie być 5 minut wcześniej i generalnie przez to ucieka mi gdzieś cały fun bo jestem zbyt zestresowana planowaniem :)

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.