Przegląd wiosenny

Uff, mamy lato - przetrwaliśmy! 


Tak bardzo jak cieszę się z początku lata (już przecież wiecie, że to mój ukochany czas w roku), tak nie mogę zapomnieć o tej pięknej wiośnie. Ten rok to dla mnie na razie totalne szaleństwo - tyle się zmienia, niczego nie jestem pewna, nie wiem nawet co będę robiła w przyszłym miesiącu. To dopiero połowa roku, a za mną już tyle pięknych podróży, super sesji, ale też stresu i zmęczenia.

Latem chcę odpocząć, naładować baterie na nowe przygody i zrobić milion zdjęć. Dobra, milion zdjęć jest może nieosiągalny (chociaż jak z spaceru z psem robi się dwieście to już ten milion nie wygląda strasznie), ale! Co jakbym powiedziała, że w wakacje zrobię 1000 zdjęć? Moja migawka chyba mnie za to znienawidzi, ale no chcę. Chcę robić zdjęcia codziennie, bawić się tym i rozwijać.



Właśnie, jeśli chodzi o liczbę zdjęć - mam wrażenie, że w tym roku już zrobiłam milion (again: wiem, że to niemożliwe, ale naprawdę! nie wypuszczam aparatu z rąk). Sesje par, rodzinne, panieńskie, pierwszy ślub (!!!), drugi ślub (!!!!), portrety (tego mi ostatnio brakuje, mam nadzieję, że odbiję sobie latem!) - ufff. A wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Że jak widzę zdjęcia sprzed pół roku to widzę progres - ufff x2, że moim modelom i parom podobają się zdjęcia - ufff x3, że zdjęcia ze ślubu wyszły tak piękne, że moja Panna Młoda oglądała je przez półtorej godziny, a Pan Młody skwitował słowami: "mogłoby ich być jeszcze z tysiąc" - ufff x4! Uwielbiam to, co robię.














Podróżniczo też była to piękna wiosna - najpierw uprawiałyśmy gastroturystykę z Klaudynką w Bukareszcie, potem z Mamcią w Kampanii, a na koniec z trójkątem (wytłumaczę w poście górskim, poczekajcie) w Tatrach - wszystko będzie na blogu, na spokojności! Czerwiec jak zwykle był najgorszy, bo #sesjastudencka, ale pojechaliśmy do Zielonej Góry na ślub - czy mogę to liczyć jako podróż? Także wiecie, już mnie nosi, ale bilety na lato są drogie (jak na nasze standardy), a jesień cały czas stoi pod znakiem zapytania. 












No i last but not least, wiosną pojawiła się Flora! To piesek mojego chłopaka Jasia, ale kocham go jak swojego (nawet mocniej, bo z moim przechodzimy ostatnio trudny okres). Flora jest najpiękniejsza, najsłodsza, najmądrzejsza i najgrzeczniejsza - serio, widzieliście kiedyś szczeniaka, który chodzi przy nodze, nie niszczy i wylewa sobie wodę z miski żeby się w niej schłodzić? Złote dziecko. 






Muszę Wam przyznać, że jeszcze nigdy nie miałam przed sobą takich wakacji - z jednej strony tak niezaplanowanych, z drugiej: tak pełnych przeróżnych możliwości. Cieszę się przeokropnie, nie mogę się doczekać tych wszystkich przygód, jezior, kin letnich, wycieczek - lato, nie odchodź nigdy!




Sprawdź także:

Brak komentarzy :

Obsługiwane przez usługę Blogger.