Ciao Roma! (dzień 1, część 2)

     Zamykam oczy i znów jestem pod monumentalnym Koloseum. Kończymy już oglądanie Amfiteatru (na dziś!) i udajemy się dalej. Wycieczka "Ikony Rzymu" właśnie się rozpoczęła! 


     Jestem tak bardzo zmęczona, ale no, nie odpuszczę, jeszcze dziś muszę ją zobaczyć. Przepchnąć się przez tłum turystów i po prostu posiedzieć przy chlapiącej we wszystkie strony wodzie. Ale powoli, po drodze jest tyle rzeczy do zobaczenia (i obfocenia). Po drodze mijam pełno ciekawych obiektów, których prawdopodobnie nigdy nie znalazłabym w internecie i nie zaplanowałabym zobaczenia. Wolnym krokiem dochodzimy do Piazza Venezia, przy którym znajduje się Ołtarz Ojczyzny - ogromna budowla z białego marmuru, będąca pomnikiem Wiktora Emanuela II i Grobem Nieznanego Żołnierza. Spędzamy tam chwilę, po prostu siedząc na schodach, obserwując pędzące ze wszystkich stron samochody. Ale jako że ekscytacja narasta, pospieszam moją mamę, która, nie wiem czy przez moje marudzenie, czy sama z siebie , przebiega przez jezdnię, prawie wpadając pod co najmniej trzy auta i autobus. Nic to, spoko Mamo, grunt, że jesteśmy po drugiej stronie Placu Weneckiego (i że nie zauważyli tego stojący nieopodal Carabinieri), coraz bliżej! Tu znów, natrafiamy na mnóstwo kościołów, od ich ilości aż kręci się w głowie. Skręcamy w boczną uliczkę, która doprowadzi nas do celu. Szybko mijamy kilka małych kawiarenek i już prawie, prawie. Już słyszę szumiącą wodę... Dobra, słyszę odgłosy tłumu, ale wolę sobie wyobrazić, że jestem tam sama i mogę napawać się jej pięknem.



     Fontanna di Trevi. Prawdopodobnie jedna z najbardziej znanych fontann w Rzymie, jeśli nie na całym świecie. Wcale mnie to nie dziwi! Jest niesamowita. Zostawiam zmęczoną mamę na murku i przedzieram się, aby być jak najbliżej. Jest, udaje mi się! Dostrzegam mniej więcej trzydzieści centymetrów wolnego miejsca, więc bez skrupułów pakuję się tam cała i trochę rozpycham. Zaczynam robić zdjęcia, a fontanna z każdą chwilą oczarowuje mnie coraz bardziej. Podziwianie przerywa mi dwudziestokilkuletni mężczyzna i wręczając mi swojego smartfona, prosi o zdjęcie. Nie ma problemu, jestem w tak wspaniałym nastroju, że nawet to mi nie przeszkodzi! Pan pozuje jak prawdziwy model, ja robię kilka zdjęć, dziękuje, odchodzi. Ale już chyba kolejne osoby zorientowały się o mojej cierpliwości i niewątpliwej zdolności fotograficznej (ha, ha), więc para zakochanych zwraca się z prośbą o pamiątkowe zdjęcie. Z chęcią się zgadzam, gdyż zakochany Pan dosłownie chwilę temu spytał się, czy nie przeszkadza mi w robieniu zdjęć. No takiemu uprzejmemu człowiekowi nie mogę odmówić! Znów pstrykam kilka fotek, para jest zadowolona, dziękują. Dokańczam swoją własną "sesję fotograficzną" i wracam do mamy, która zaczepia właśnie jakiś ciemnoskóry mężczyzna, próbujący wcisnąć jej "oryginalną" chustę Louis Vitton czy innego Gucci. Rzucamy tylko "Grazie!" i oddalamy się. 




      Kolejnym punktem na rzymskiej liście "must-see" nie mogło być nic innego jak Spagna. Jesteśmy tam już po zmroku. Wszyscy ci siedzący ludzie na wygrzanych przez słońce schodach wyglądają tak wspaniałe. Zazdroszczę tym, którzy mieszkają tu na co dzień i mogą po prostu skończyć pracę i wyjść na miasto, ale nie byle jakie, w końcu to Rzym! Że mogą bez limitu siedzieć na wspaniałych Schodach Hiszpańskich, zajadając się pizzą i pijąc wino. Albo w przerwie na lunch wygrzewać się w słońcu, jedząc tiramisu (bo po co komu normalny obiad, kiedy można zjeść tiramisu?). Patrzę w dół schodów i ze smutkiem stwierdzam, że, niestety, w tym roku Fontanna-Łódź Baraccia jest remontowana. Spędzamy tam chwilę, pijąc kupione w sklepie spożywczym białe wino za szaloną kwotę 1 euro! Trochę już zgłodniałyśmy i z niechęcią wstajemy, by poszukać czegoś do jedzenia. Na szczęście, moja mama wpada na genialny pomysł! Znajdujemy skromną, ale pełną Włochów knajpkę (co jest zawsze dobrym znakiem!) i zamawiamy danie na wynos. Z dość sporych rozmiarów pudełkiem wracamy na Schody i rozkoszujemy się idealnie upieczoną pizzą. Później, już trochę posilone, udajemy się via Condotti, czyli prawdopodobnie najpopularniejszą rzymską ulicą zakupów. Jest tam pełno drogich marek takich jak Armani, Prada czy Burberry. Oglądamy niesamowite wystawy tych firm, przy okazji szeroko otwierając oczy ze zdziwienia nad cenami (skarpetki za 500 euro, serio?). 


     Powoli wracamy do hotelu, oczywiście po drodze gubiąc się jakieś piętnaście razy. Leżąc już w łóżku, zastanawiam się, czy kolejny dzień będzie równie ekscytujący jak dzisiejszy. Kurka, no jasne, że będzie! Przecież to Wieczne Miasto. 


Sprawdź także:

1 komentarz :

Obsługiwane przez usługę Blogger.