Historia pewnego zegarka

     Jest dość stary, srebrno-złoty, ma wytarty ciemnobrązowy pasek. Mój Tata dostał go od Mamy, osiemnaście lat temu. Teraz, noszę go ja. Nie przeszkadza mi, że ma zdarty pasek, kilka malutkich rys na szkiełku czy to, że nie jest nowy, prosto ze sklepu. To, że był już czyiś, właściwie, w moich oczach, zwiększa jego wartość. Bo ma jakąś historię. A ja naprawdę uwielbiam rzeczy z historią.


     Mam to chyba po Tacie. To zamiłowanie do starych rzeczy, które pewnie większość uznałoby za zwykłe rupiecie. Pierwsza rzecz, którą musicie wiedzieć o moim Tatce to to, że jest okropnie cierpliwym zbieraczem. Nie wiem, czy jego zbiory nie dorównują wielkości jakiegoś mniejszego muzeum. Mój Tatko ma w domu wszystko. Dla większości są to pewnie rzeczy bezwartościowe - stare zegarki po dziadku, maszyna z lat sześćdziesiątych, jeszcze starszy aparat... Naprawdę, długo by wymieniać. Niedawno nauczyłam się, że jeśli czegoś potrzebuję, nie idę do sklepu czy nie szukam tego w internecie, tylko po prostu idę do Taty. Tak było w przypadku zegarka. Ostatnio w głowie zrodził mi się pomysł kupna czasomierza. Nie chciałam na niego wydać zbyt wiele, miał być klasyczny, może czarny, może brązowy... Rozmawiając z Tatkiem wspomniałam, że właśnie czegoś takiego szukam i nigdzie nie mogę znaleźć czegoś bez miliona dodatków i niedrogiego. Dosłownie trzy minuty później, na stole przede mną leżało siedem zegarków. Mniej lub bardziej naznaczonych przez czas. Kilka z nich było mojego dziadka, część z nich Taty, a niektóre wzięły się właściwie nie wiadomo skąd. Śmiejemy się z Tatą, że niedługo właściwie wyniosę wszystko, co tak długo zbierał, jako że wzbogaciłam się już o zegarek, maszynę do szycia i aparat. Ale to chyba nigdy się nie stanie, bo mój Tatko serio ma tego całkiem sporo.



     Nie wiem właściwie skąd mi się to bierze, ale naprawdę czerpię głęboką radość z posiadania rzeczy z drugiej ręki. Bo co z tego, że pójdę do sklepu i kupię nową maszynę do szycia? Co z tego, że mogę iść do zegarmistrza i wydać kilka stów na zegarek? Nikt mi nie opowie jego historii. Nikt nie wspomni o mojej babci, która pewnie nie raz uszkodziła sobie palce szyjąc na Łuczniku kolorowe sukienki. Nikt nie opowie mi historii o moim dziadku i jego zegarkach, o tym jak zakładał je codziennie do pracy i zdejmował wieczorem, kładąc zawsze w tym samym miejscu. Takie rzeczy są bezcenne. Ale istnieją tylko wtedy, kiedy ktoś o nich pamięta. Bo gdyby mój Tata, wyrzucił maszynę mojej babci (bo po co mu, w końcu nie szyje, a tylko mu zalega), pozbył się zegarków dziadka (w końcu zniszczone, można kupić nowe) i spalił wszystkie zdjęcia (bo kogo tam obchodzą jakieś niewyraźne, czarno-białe fotografie), to prawdopodobnie nie dowiedziałabym się tylu ciekawych faktów o moich dziadkach. Nie miałabym nowego-starego zegarka. Nie tańczyłabym z Tatą do muzyki Niemena płynącej z adapteru. Nie robiłabym w Rzymie zdjęć Zorką. Dzięki Tatko!





Sprawdź także:

Brak komentarzy :

Obsługiwane przez usługę Blogger.