Kulturka Lwowska

Bilet trolejbusowy za 18 groszy? Wypłata z bankomatu 2,81 zł? Laskavo prosymo do L'vova!


Pamiętam że na osiemnaste urodziny zrobiłam Janowi taki super(sucharski) album, w którym wkleiłam zdjęcia "z przyszłości" (mistrz fotoszopa rok 2014, pozdrawiam). Na jednym zdjęciu byliśmy we Lwowie, bo tak mi się to miasto zawsze marzyło, nie wiem nawet dlaczego. Jasi zawsze się zapierał że nie, on nie pojedzie, ale któż oparłby się mojemu (wątpliwemu) urokowi?












Lwów więc był, i to nie byle jaki, bo na naszą szóstą rocznicę! Patola, wiem. Mieliśmy więc super wyjątkowe plany na ten nasz rocznicowy dzień, ale wyszło jak zwykle (chociaż do Baczewskich udało nam się pójść, miejsce przy kiblu to też miejsce, c'nie). Nie wyszło z operą, na którą tak się napaliłam, że aż nie ogarnęłam się z czasem (żarliśmy pierogi) i oglądaliśmy ją tylko przez szybę w drzwiach. Peszek.

Tyle lwowskiej opery widziałam, przegryw! 

Ale! poza tą operą, był to wyjazd bardzo kulturalny. Nie dlatego że coś nam się odmieniło i nagle jesteśmy fifafą, po prostu we Lwowie naprawdę jest tanio. Chodziliśmy więc po restauracjach a nie barach (pierwszy raz nas było stać), piliśmy naleweczki, jedliśmy ciastka i piliśmy kawki i gorące czekolady, no kulturka! To chyba był nasz najkulturalniejszy (i najbardziej przeżarty, a jednocześnie najtańszy) wyjazd.

Gdzie więc zjeść we Lwowie? Poleca się szczególnie Baczewskich, gdzie zjedliśmy najpyszniejsze pierogi i barszczyk, Lwowską Manufakturę Czekolady z czekoladą tak słodką że nie da rady jej dopić, a z mniej oczywistych Lviv Croissants, które co prawda nie przypominają croissantów ale to naprawdę pyszne rogaliki. W ogóle we Lwowie chyba jeszcze nie umieją w takie jedzenie inne niż tradycyjne - byliśmy np. na burgerkach (ranking in progres), które przypominały takie typowe hamburgery z dworca sprzed dziesięciu lat (Burger Joint nie poleca się), albo falafelkach, które też nie były najlepsze (Hummus&Falafel). Chociaż smakował nam makaron w Poczcie na Drukarskiej, to mimo wszystko: ukraińskie jedzenie ftw!








Co robiliśmy żeby spalić wszystkie pochłonięte kalorie? Duużo spacerowaliśmy - najfajniejsze były wszystkie uliczki odchodzące od Rynku, który obeszliśmy chyba ze dwadzieścia dwa razy, i okolice Wysokiego Zamku (choć sam widok z góry 3/10). Poza tym codziennie wieczorem, jak nienormalni, chodziliśmy do Forum Lviv, centrum handlowego w którym ciągle leciała taka wkurzająca melodyjka której słów nie mogliśmy ogarnąć (powstało wiele przeróbek heh). Tam też był sklep, w którym kupowaliśmy najpyszniejsze bagiety ever. Potem ogarnęliśmy że ten sam sklep był też prawie pod naszym mieszkaniem, ale co tam. Spacery dobrze nam zrobiły po tonie żarcia którą w siebie dziennie pakowaliśmy.















Lwów to dla mnie: nasze lwowskie śniadania (aka bagieta z białym serkiem i pomidorkiem; ale brzmi dumnie), piękne kamienice i uliczki, restauracje i kawiarnie (cały czas!), super widok z wieży Ratusza (widoki na miasto z góry forever in my heart), ogromny jak las Stryisky Park z wiewiórkami (+50 do fajności wyjazdu), nauka cyrylicy (pod koniec umieliśmy rozszyfrować ulice, ale wypadło nam po tygodniu).  A poza tym - nie w każdym mieście człowiek obchodzi sześć lat ze swoim Jasiem ♥ 



















Sprawdź także:

Brak komentarzy :

Obsługiwane przez usługę Blogger.