Napoli Baboli

Jest takie fajne słówko po szwedzku - kiedy nie chcemy powiedzieć ani "tak", ani "nie" możemy powiedzieć "nja". Więc: Czy podobało mi się w Neapolu? Njaa.


Przed wyjazdem dużo się naczytałam, że Neapol albo się kocha, albo nienawidzi. Nie ma nic pomiędzy. A jednak, dla mnie Neapol był własnie taki nijaki. Stąd pewnie mój największy zawód - liczyłam na miłość/nienawiść (niepotrzebne skreślić) na całe życie, a tu po prostu nic. Po przejściu kilku przecznic wszystko wygląda już tak samo. Te zniszczone budynki mają swój urok może przez pierwsze kilka godzin. Tracą go na pewno kiedy kluczysz pomiędzy nimi szukając czegoś do jedzenia - wiecie, że w Neapolu sjestę traktują BARDZO poważnie?








Nie żebym narzekała - dzięki temu jadłyśmy pizzę na śniadanie, obiad i kolację (i na przekąskę też). Pizza neapolitańska jest absolutnie najpyszniejsza. Serio, to też brzmi jak taki frazes, ale: jak już się spróbuje pizzy w Neapolu to żadna inna tak dobrze nie smakuje. 
PS w Poznaniu w Forni Rossi dają pizzę neapolitańską, bardzo bliską włoskiemu ideałowi, polecam Ania Ofierzyńska




A co poza Neapolem? No właśnie. Tutaj też się napaliłyśmy - przede wszystkim na Pompeje. Nie mam listy miejsc-które-muszę-zobaczyć, ale gdyby taka istniała to Pompeje na pewno byłby wysoko w rankingu. Jakoś tak, zawsze mnie fascynował starożytny Rzym i ta cała kultura, i to wszystko. Tymczasem - zawód podobny temu z zeszłego roku w Atenach. Jednym zdaniem: kupa kamieni. 



Poza Pompejami bardzo liczyłyśmy na wybrzeże amalfitańskie, na wszystkie piękne nadmorskie miasteczka (tutaj wkleić zdjęcie Positano z google images). No i chciałyśmy po prostu wygrzać dupki nad morzem. Nasze nadzieje ulokowałyśmy w Sorrento, bo a/ jest najbliżej i najtaniej tam dojechać, b/ tylko tam jest bezpośredni dojazd (swoją drogą jak Neapol, w sumie główna baza wypadowa na Amalfi, może nie mieć jakiś miliona busów/pociągów/promów dziennie?? i to latem??? nie ogarniam).

W każdym razie: Sorrento! Półtorej godziny i przenosimy się na piękne włoskie plaże.. not. Serio, kocham Włochy, są najcudowniejsze, ale włoskie plaże to jakaś porażka. Piętnaście euro za jakiś dziwny pomost albo darmowa plaża z czarnym piaskiem, pod klifem. Nie, nie wygrzałyśmy dupek. Fuck private beaches!

Mimo to to pół dnia w Sorrento wspominam najmilej - jak już weszłyśmy do ciepłego morza, wypłynęłyśmy poza klif który zacieniał plażę, to zrobiło się super. Poza tym same miasteczko jest takie do bólu letnio-turystyczne, ale ma to jakiś taki swój urok. Takie Mielno. Ale z urokiem. Heh.











A wracając do Neapolu - mi najbardziej podobał się widok z góry (jednak Wezuwiusz w tle robi robotę) i cała dzielnica Vomero. Wcale nie dlatego że wypiłyśmy tam aperolka i zrobiło się milutko. Neapol jest więc dla mnie miejscem problematycznym - mają najpyszniejszą pizzę świata w (prawie! nie zapominajmy o Mediolanie) najnudniejszym mieście we Włoszech. Jak żyć!















Sprawdź także:

Obsługiwane przez usługę Blogger.