Polska jest najfajniejsza: warszawskie kolorowe dni (część 1)

     Warszawka. W sumie każdy się z niej trochę śmieje, że to mekka hipsterów i lanserów. Ale w takim razie trochę im zazdroszczę - bo to miasto jest wspaniałe! Ok, oczywiście, że nadal nie przebija moich ukochanych włoskich miast, ani Poznania, ani Krakowa, ani... No ale wiecie, o co chodzi. Generalnie jest bardzo okej. 

     Gdybyście spytali mnie, co najbardziej podobało mi się w stolicy, mogę odpowiedzieć bez sekundy zastanowienia: "Wiewiórki!". Tak, zwiedzając miasta uwielbiam chodzić do parków i szukać tych rudzielców. To chyba moje ulubione hobby (zaraz po jedzeniu, naturalnie!). Kolejna sprawa na korzyść Warszawy - mają fantastyczną komunikację. No kurka, przez niecałe pięć dni swojego pobytu nie mogłam wyjść z podziwu. Miliony tramwajów, autobusy co dziesięć minut, metro... No dla wsióra z Lubonia to naprawdę coś! 

      Natomiast, gdyby ktoś chciał wiedzieć, co zobaczyć w Warszawie, to również spieszę z pomocą. Dziś zapraszam do zobaczenia stolicy moimi oczami. 


PS Wbrew pozorom, w moich ustach "Warszawka" nie jest określeniem pejoratywnym, to tylko takie słodkie, niewinne zdrobnienie!

     Zamiast chodzić po muzeach (i się nudzić), z Frącolkiem robimy... zapiekankowy tour. Jeśli jeszcze nazwa nie podpowiedziała Wam o co chodzi, szybko wyjaśniam: codziennie chodziliśmy na miliony zapiekanek i z wielką przyjemnością je pochłanialiśmy. Poznanie miasta od kuchni, rzeklabym. Gdyby ktoś był zapiekankowym smakoszem jak my, to serdecznie polecam Zapiexy Luxusowe oraz Mommo Goodfood. Niedrogie, a naprawdę pyszne!



     Okej, jeśli nie podzielacie mojej miłości do jedzenia i upieracie się przy tych swoich muzeach, to dla Was też coś się znajdzie. W stolicy stanowczo jednak odradzam Centrum Nauki Kopernik. No, chyba, że czytają mnie osoby w wieku 5-11 lat. Tym z Was na pewno się spodoba, starszym - już niekoniecznie. My trochę się wynudziliśmy, a najfajniejszą atrakcją było stworzenie własnej gazety. To trochę mało za szesnaście złotych. Oprócz tego biegające i drące małe słodkie buźki dzieciaki. Koszmarek. Gdzie w takim razie iść? Na Niewidzialną wystawę. Niestety, zbyt wiele nie mogę Wam zdradzić, bo zepsuję całą zabawę. Ale jest to jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, które sprawi, że spojrzycie inaczej na osoby niewidome lub niedowidzące. Naprawdę warto! 

via Niewidzialna.pl
     Kolejnym punktem na mojej warszawskiej liście must-see są ogrody na dachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Jest za friko, widać panoramę stolicy i jest zielono. Ja nie potrzebuję niczego więcej (no, dobra, gdyby na dachu były zapieksy, byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na (nad?) ziemi). 







Sprawdź także:

Brak komentarzy :

Obsługiwane przez usługę Blogger.