Polska jest najfajniejsza: plaża i wydmy

Hejo, wreszcie wracam po (zbyt) długiej przerwie! Gdzie byłam, kiedy mnie nie było? Na przykład w Łebie, powdychać trochę jodu, pośmiać się z parawanów i zamoczyć stópki w Bałtyku.



    Gdybyście kiedyś słyszeli kogoś kto śpiewa (drze się) "PRZYGODA PRZYGODA, KAŻDEJ CHWILI SZKOOODA", to to najpewniej ja. Jadąca do Łeby. O północy. Z DIY (destroy-it-yourself) latawcem w ręku. Sześć godziny w dusznym przedziale TLK i jesteśmy nad morzem. 


       Lecimy biegiem na plażę, która o siódmej jest jeszcze strefą wolną od pstrokatych parawanów. O ósmej sytuacja się zmienia - jesteśmy nawet poproszeni o przesunięcie się troszkę dalej, bo "syn się tam wybudował". Fajnie. Odsuwamy się kilka metrów od brzegu, co by się nie kisić w tłumie, co i tak będzie raczej nieuniknione. O dziesiątej jesteśmy już otoczeni parawanami. Czujemy się trochę jakbyśmy nie byli na plaży, a na placu budowy (szum morza jest passe, teraz nad morzem słychać stukot młotków wbijających parawany). 



     Kiedy wracamy na plażę o trzynastej, nie ma kawałka wolnej przestrzeni na nasz czerwony kocyk - turystyczni Janusze zabudowali całą plażę parawanami, które teraz wielkością przypominają bardziej małe kawalerki niż miejsce do leżenia plackiem. No o co chodzi? 




     Nie wiem jak Wy, ale ja się nad polskim morzem zasadniczo nudzę, a czasem nawet bardziej wkurzam niż odpoczywam. Ok, plaża ładna (szkoda że cała w parawanach), piasek super (szkoda że niektórzy idioci wyrzucają na niego kapsle i szkło), morze nie-takie-aż-fuj... No ale to discopolo, biegające dzieciaki, pan krzyczący "KUKUUURYDZA I POPKOORRRN" i przepychający się tłum, to zdecydowanie nie moje klimaty. Po jednym dniu, mam dosyć polskiej plaży (za rok wrócę na jeden dzień, hehe). Ale i tak mi się podoba! W końcu co sobie pojadłam gofrów, pizzy, zapiekanek, waty cukrowej... No i zrobiłam najbardziej cliche zdjęcia ever. Jestem usatysfakcjonowana.




     Drugiego dnia olaliśmy plażę na rzecz wydm. Wiecie co? Wydmy. Są. Świetne. Serio! Byłam tam już kilka razy, ale dopiero teraz doceniłam je tak naprawdę. Nie wiem w sumie co w nich takiego fajnego, ale warto było przejść pięć i pół kilometra w jedną stronę. Tym bardziej w takim miłym otoczeniu lasu (Lasy. Są. Super. Szczególnie kiedy mają wytyczoną ścieżkę i obawa, że wpadnie się w pajęczynę jest minimalna).





    Uwaga, dużo zdjęć wydm. Są za super żeby okroić liczbę zdjęć. Sorka!










Sprawdź także:

Brak komentarzy :

Obsługiwane przez usługę Blogger.