24h w Porto

Co oprócz picia porto w porcie zrobić w Porto? 


Porto kruszy się jak kruche ciasto (żarciki mi dziś dopisują hehe), ale mimo to wydaje się być super przyjemnym miastem do życia. Jest bardzo małe i panuje w nim taka luźna atmosfera, która sprawia, że z przyjemnością zjecie nawet pasteis de bacalhau (taki ziemniak z dorszem, trochę fuj, no ale when in Porto...).






Chociaż dwadzieścia cztery godziny to bardzo mało na poznanie jakiegokolwiek miasta, tyle czasu wystarczy by w miarę ogarnąć Porto i zdecydować czy chce się tam kiedykolwiek wrócić (ja chcę). Podobnie jak w Lizbonie, nie ma tutaj typowych 'must-see' - w ogóle Portugalia była dla mnie zupełnie innym doświadczeniem niż te moje (nieszczęsne) ulubione Włochy - nie miałam żadnego planu, bo właściwie nie było czego w tym planie umieszczać. Porto to kolejne miasto, po którym , jakby to nieoryginalnie nie brzmiało, trzeba się po prostu przespacerować.





Najbardziej w Porto podobało mi się porto. I nawet teraz nie żartuję (chociaż picie porto w porcie w Porto w Portugalii cały czas mnie bawi). Porto jest przepyszne. Szczególnie smakowało mi białe - jest dosyć mocne (jak dla kogoś kto wcale nie pije alkoholu) i słodkie. Myślę, że będąc w Porto warto wpaść do jakiejś winiarni (portierni? hehe) i spróbować. Pro tip: wykupując za 5 euro kolejkę na wzgórze, testowanie porto jest gratis. Dobre rozwiązanie dla niezdecydowanych.




Co jeść w Porto? Wspomniane wcześniej pasteis de bacalhau, tak poważnie to jest nienajgorsze, ale i bez szału. Z kieliszkiem porto smakuje dobrze (jak wszystko). Oprócz tego bardzo polecam Food Corner (klik). W ogóle jaki super pomysł - w jednej restauracji, na różnych piętrach jest coś innego do jedzenia. Jest tam pizza, sushi, hamburgery, typowo portugalskie jedzenie i różne przekąski typu kanapki itd. My wybrałyśmy burgery w Munchies, były smaczne i tanie (za dwa burgery, wino i lemoniadę zapłaciłyśmy 16 euro).



Warto też znaleźć chwilę by pojechać na ocean, szczególnie jeśli jeszcze nigdy nie byliście. Nie wiem, co ocean ma w sobie ale jakoś tak od razu przytłoczyła mnie jego wielkość. Nad Bałtykiem się tak nie czuję. Nad ocean z centrum jedzie się jakieś 15-20 minut - można jechać busem albo, jak na prawdziwych turystów przystało, żółtym tramwajem (linia numer 1 jedzie z Ribeiry na najbliższą plażę, tam znajduje się latarnia). Uwaga na super duże fale!






Właśnie, jeśli mówimy już o byciu prawdziwym turystą to nie możemy zapomnieć o księgarni Lello&Imaro i Majestic Cafe. Oba miejsca choć są zapchane po brzegi (choć w kawiarni około 10 bez problemu dostałyśmy stolik), są warte odwiedzenia. Zresztą "zapchane po brzegi" w Portugalii ma się nijak do "zapchanych po brzegi" turystycznych miejsc w innych miastach Europy. Warto więc wypić drogą kawę w Majestic i popatrzeć na te wszystkie piękne książki w Lello (może, niczym J.K. Rowling, zainspirujecie się i te 3 euro za bilet zwróci się z nadwyżką?).





Porto, choć zniszczone, ma swój klimat. Nie jest ono podobne ani do Włoch, ani do żadnego innego miejsca, w którym byłam. Jeśli szukacie jakiegoś miasta na, nawet jednodniowy, city-break, musicie rozważyć Porto!







Sprawdź także:

Brak komentarzy :

Obsługiwane przez usługę Blogger.