What happens in Granada, stays in Granada

Samotne podróże zawsze wydają mi się smutne (do kogo tu peplać?), w dwójkę jest już super, więc idąc dalej: czy w grupie podróżuje się najlepiej?


Najsuprzejsze w tym całym tripie było to, że właściwie rok temu nie powiedziałabym, że kilka grudniowych dni spędzimy właśnie w Grenadzie. Ale jeśli ktoś kogo znasz jedzie na Erasmusa to, choćby to była Bratysława, jedziesz. Więc choć Grenada wcześniej w ogóle nie przemknęła mi przez myśl, to grudzień w innym miejscu niż w Polsce to ZAWSZE dobry pomysł. A że jeszcze udało się nam wcisnąć Malagę - to już był plan idealny!

















No właśnie: Malaga! Naczytałam się samych super rzeczy, i marzyła mi się od dłuższego czasu. Chociaż tak naprawdę to chyba Grenada podobała mi się bardziej. Wiadomo, Malaga i morze, to był miód na nasze zimowe, wyziębione serduszka. Poza tym - meh. Chyba bardziej jako baza wypadowa do tych wszystkich uroczych, andaluzyjskich miasteczek, niż jako cel sam w sobie. 










Grenada była za to taka przyjemna - z tymi białymi, obdrapanymi budynkami i z całą dzielnicą Albaicin (która, jak już doszliśmy do samotnego, przywiązanego kucyka i anarchistów, zrobiła się trochę kripolska). Poza tym jest mała, kompaktowa, idealna na wolne spacery z przerwami na churroski.

Co poleca się robić w Grenadzie? Zjeść wspomniane churros i posiedzieć na tapas, powchodzić na Miradory - szczególnie Mirador San Nicolas (super widok na Alhambrę - trochę żałuję, że tam nie dotarliśmy bo zamek wygląda super!) i Mirador de La Lona, no i oczywiście przejść Albaicin wzdłuż i wszerz (i znów zobaczyć Grenadę z góry - z Mirador de San Miguel). Najlepszy plan na Grenadę to po prostu spacerować - po "starym mieście" z Katedrą i Carrera del Darro - taki uroczy zaułek. A jak macie dużo hajsu, to idźcie łaźni arabskich - takie luksusy nie wchodzą w budżetowe wyjazdy *smuteczek*.











A co do naszego grupowego tripa - super się nam udał! Były śmieszki chiszki, winko za 3 euro, jeden złoto-różowy zachód, Mieszko się cieszył z sałatki jarzynowej (a wszyscy przez całą podróż mieli bekę, że ją wzięłam eh), jedliśmy kulturalne śniadanka (polecam Bańczusia na wyjazdy, bierze domową szynkę), dorobiłam się nowych słodkich zdjęć z Jasiem (wreszcie nie z pseudostatywu!), no i moczyliśmy stópki w morzu (i troszku sobie je rozwaliliśmy chodząc po kamieniach, patrzę na Ciebie, Sebix). Piękna sprawa ta nasza Grenada! 





Dzięki chłopaczki <3



Sprawdź także:

Brak komentarzy :

Obsługiwane przez usługę Blogger.