Przegląd letni

Co to było za lato! I dlaczego tak szybko przeleciało?!


Już pisząc post podsumowujący wiosnę, wiedziałam, że to lato będzie inne. Wiedziałam, że czekają mnie nowe wyzwania, ale i zupełnie nowe przygody. To było pierwsze lato, po którym muszę odpocząć!


Lato zaczęło się dla mnie tak właściwie 3. lipca, kiedy obroniłam licencjat, wyszłam z uczelni i pomyślałam: nigdy więcej! Studia były spoko, nie mogę, tak naprawdę, na nic narzekać, ale kurczę, to całe studiowanie to chyba nie moja działka. Wielka ulga, pierwsza prawdziwie letnia sesja z Julką, koleżanką z roku, obronioną tego samego dnia. Na tym polu pszenicy, przy zachodzącym słońcu czułam wolność.


Potem lato wypełnione było pracą - dwa śluby były już za mną - co za emocje!, dwa przede mną. Spodobało mi się, bardzo. Wiecie, jak podjęłam jesienią decyzję, że nowy aparat, że chcę to robić - to tak naprawdę nie wiedziałam, czy ta cała fotografia ślubna mi się spodoba. Ale odkryłam, że na ślubach czuję się jak ryba w wodzie, że jest super energia, że chociaż wracam wypompowana po dwunastu godzinach pracy to czuję się świetnie. Także jeśli znacie kogoś, kto bierze ślub w 2020 roku - polecajcie mnie, plis! To uczucie uzależnia i chce się więcej i więcej!













Lato było pełne też innych, bardzo różnych sesji - ciążowe, narzeczeńskie, portrety, bobaski, chrzty, sesje rodzinne... Ostatnio wpadłam w pułapkę myślenia, że "nic nie zrobiłam tego lata!", ale później przejrzałam wszystkie foldery wypełnione uśmiechami i sama się uśmiechnęłam. Dobra robota, Ofierzynko!










No i w końcu, choć to w lecie jest pewnie najważniejsze - wszystkie te letnie przygody, na które nigdy nie ma czasu ani ochoty, ani siły tylko latem. Na ostatnich zajęciach ze szwedzkiego, nasza lektorka dała nam zadanie przygotowania przemowy - na jej końcu, mieliśmy podnieść kieliszek i powiedzieć Skål! czyli na zdrowie. Dzisiaj, podsumowując minione lato:

Za te spacery z moją przyjaciółką, po Wildzie, która, uznałyśmy wspólnie, jest dzielnicą idealną. Jest tam najlepsze jedzenie, serniki, drineczki, park idealny - stwierdziłyśmy, że jest to dzielnica samowystarczalna, z której absolutnie nie trzeba się ruszać. Tęsknię!



Za te jeziora i lasy, z Jaśkiem, i z Mamą, i z Magnim - nawet za ten mokry obiektyw.




Za koncerty i muzykę na żywo. Uwielbiam Mroza!





Za Pool Party, które z braku lepszej pogody tego lata miało miejsce w salonie Jaśka (i zostało przemianowane na Pool Party Alaska).



Za te wiśnie, i dzień przetworów, i za najpyszniejsze chałki ze świeżymi wiśniami.






Za ten jeden dzień na kajakach, za straszne historie na działce - już czekam na przyszły rok na powtórkę.




Za te mini-polskie podróże - za Łebę, za Kazimierz i Lublin. I za chwilkę w Pradze. Będzie na blogu soon-ish!







Za te pola słoneczników, i za moją przyjaciółkę, która pojechała ze mną w ciemno, pomogła znaleźć słoneczniki, i zrobiła ze mną szaloną sesję (ale tego akurat wam nie pokażę! :D)



No i za te nasze Chiny. Jeśli obserwujecie mnie na Instagramie, to wiecie, że od ponad dwóch tygodni siedzimy sobie w Chinach. I mimo całego stresu, który położył jednak cień na tym lecie, jest tutaj fantastycznie. Postów chińskich będzie jakieś milion, najpierw tylko uporam się z Europą. 


mówię SKÅL! I byle do następnego lata!




Sprawdź także:

Brak komentarzy :

Obsługiwane przez usługę Blogger.